The Biggest Loser

Uczestniczka „The Biggest Loser” ujawnia ciemne kulisy programu

Kai Hibbard | fot. East News

W 2006 roku do Kai Hibbard przyszedł znajomy i powiedział: „Kocham cię, ale jesteś teraz supergruba”. Te słowa podziałały na 26-latkę jak zimny prysznic. Ważyła ponad 120 kilogramów. Postanowiła o siebie zadbać i zgłosiła się do 3 edycji programu „The Biggest Loser”, w którym uczestnicy w względnie krótkim okresie zrzucają dużą liczbę kilogramów. Jej też się udało schudnąć – i to 70 kg. Teraz jednak w wywiadzie dla „NY Post” ujawnia mroczne kulisy programu i cudownej metamorfozy.

Kai Hibbard | fot. East News
Kai Hibbard | fot. East News

– Uczestnikom często mówiono: „Umrzesz, nim twoje dzieci dorosną”, „Umrzesz, tak samo jak twoja matka”, „Wybraliśmy już dla ciebie trumnę. Jest z tłuszczu. To ty” – opowiada Hibbard. Według jej relacji trenerzy mieli czerpać satysfakcję z poniżania i dręczenia uczestników.

– Mówili, że wyglądamy tak samo jak tłuszcz, który mamy na sobie, że wszystko co złe spotyka nas dlatego, bo jesteśmy grubi. Mówili, że to kara za naszą wagę – mówi inna uczestniczka. – Sprawiało im to jakąś chorą przyjemność – dodaje.

Uczestnicy programu mieli też być poddani permanentnej kontroli. Ponoć czasowo zabierano im komórki i laptopy; zawodnicy nie mogli opuszczać hotelowych pokoi (a jeśli to robili, obsługa zgłaszała to trenerom). Niektóre osoby są też przekonane, że ich komputery były zainfekowane programem szpiegującym.

– Nie mogliśmy dzwonić do domów, bo mogliśmy niby wyjawiać sekrety produkcji – opowiada Hibbard. – Pamiętam jak jednemu z uczestników poważnie zachorowało dziecko. Zabrano je na oddział intensywnej terapii, wtedy faktycznie pozwolono mu porozmawiać z rodziną.

Wspomniany przez Hibbard uczestnik z własnej woli nie wrócił jednak do domu, bo gdyby choć na chwilę odwiedził rodzinę, usunięto by go z programu. Ponoć takie nastawienie odchudzających się osób było powszechne. Mieli być oni poddani swoistemu „praniu mózgów”. Sprawiono, że myśleli o sobie jako o wielkich szczęściarzach, którym dano ogromną szansę. Nikt nie chciał jej zmarnować, nawet kosztem upokorzeń.

Jedna z uczestniczek wykazywała wręcz cechy syndromu sztokholmskiego (stan psychiczny, w którym ofiara przemocy zdradza sympatię i przywiązanie do oprawcy). – Pomimo nękania i zastraszania, chciałam ich zadowolić – mówi „NY Post” inna uczestniczka. – Straciłam 3 kilogramy w ciągu tygodnia i przepraszałam, bo w zeszłym tygodniu straciłam prawie 6 kilo.

Treningi trwały po kilka godzin dziennie – pierwszy zajmował około 4 godzin. Hibbard buty miała przesiąknięte od krwi. Często uczestnicy musieli brać udział w upokarzających ćwiczeniach, których forma „godziła w ich godność”. Nierzadko treningi powodowały też uszczerbki na zdrowiu. – Wypadały mi włosy, przestałam miesiączkować – opowiada Hibbard. – Do dziś cierpię na bóle stawów, mam tez problemy z tarczycą. W pewnym momencie zaczęłam brać prysznic z inną uczestniczką, bo nie mogłyśmy sobie poradzić z umyciem włosów. Ból ramion był tak duży, że nie mogłyśmy podnieść rąk do góry. Jedna pochylała się i druga nakładała pierwszej szampon. Trenowałam po 8-9 godzin dziennie. Pod koniec, gdy ktoś mnie pytał, gdzie się urodziłam, to nie pamiętałam. Do dziś moja pamięć szwankuje – dodaje.

Trenerzy tłumaczyli ból jako słabość, która opuszcza organizm. Mieli narzucać ostry rygor treningowy, a jeśli ktoś danego ćwiczenia nie wykonywał, bo istniały przeciwwskazania lekarskie, w programie pokazywano go jako osobę leniwą, migającą się od gimnastyki.

Daleko od zdrowej diety były też jadłospisy uczestników. Zalecano im drastycznie ograniczać się nawet do 1000 kalorii dziennie. W menu znajdowały się niepełnowartościowe produkty, które jednak pojawić się musiały, gdyż ich producenci byli sponsorami show, np. masło w sprayu, ser bez tłuszczu, napoje energetyczne czy żelki. Jednej z uczestniczek trenerzy doradzali też palenie papierosów jako dobry środek na ograniczenie apetytu.

Do tej pory „The Biggest Loser” doczekał się w USA 16 sezonów.

[Plotek]

Poprzedni artykułNastępny artykuł