Agent 2

16 lat od drugiej edycji „Agenta”: rozmowa z Beatą Skowrońską

Uczestnicy programu "Agent 2" | fot. Beata Skowrońska, archiwum prywatne

Minęło 16 lat, odkąd na antenie TVN zadebiutował drugi sezon „Agenta”. Jedną z uczestniczek była Beata Skowrońska, która teraz – po latach od zakończenia widowiska – ujawnia kulisy programu.

Druga edycja reality show „Agent” była realizowana w Hiszpanii. Zdjęcia do widowiska miały miejsce na przełomie września i października 2001 roku. Premiera odbyła się 30 grudnia 2001, a finałowy odcinek pokazano 10 marca 2002 roku.

Wśród osób biorących udział w formacie znalazła się Beata Skowrońska, która zachwycona klimatem pierwszego sezonu, zdecydowała się wziąć udział w castingu do programu. – Byłam wielką fanką pierwszej edycji. Zachwycił mnie niezwykły klimat tego programu, jego dramaturgia, muzyka, piękne i tajemnicze miejsca, które odwiedzali uczestnicy, intrygujące i wymagające zadania. Kiedy tylko pojawiła się zapowiedź drugiej edycji, postanowiłam wysłać swoje zgłoszenie(…). Czułam się na to wyzwanie gotowa pod każdym względem i chciałam sprawdzić swoje możliwości (…), choć jak to zwykle bywa, na zbyt wiele nie liczyłam – opowiada Beata. – Kiedy przyjechałam na pierwszy casting, w poczekalni było kilkaset osób. Zastanawiałam się, co ja tu robię? Tylko tracę mój cenny czas, który powinnam wykorzystać na przygotowania do ślubu, który był za tydzień! Każdy pewny siebie, niektórzy z doświadczeniem w telewizji, piękne i wystrojone dziewczyny. Co ciekawe, żadnej z tych osób w programie nie spotkałam – dodaje.

– Swoją przygodę z „Agentem” rozpoczynałam z konkretnymi założeniami. Wydawało mi się, że zwodzenie ludzi i kierowanie na siebie podejrzeń o bycie Agentem, aby wygrać, jest dziecinnie proste. Jednak już po pierwszym dniu realizacji programu zrozumiałam, jak bardzo się myliłam! To czego dowiedziałam się o sobie, to że o wiele ważniejsze są dla mnie dobra zabawa i nawiązane relacje, niż gra i manipulacja. Znajomość formuły programu pomogła nam o tyle, że od samego początku wiedzieliśmy, o co chodzi w tym programie. Zapamiętywaliśmy każdy szczegół, ponieważ wiedzieliśmy jakich pytań możemy się spodziewać. Później natomiast już każdy uczestnik rozegrał to indywidualnie, tak jak uważał, że będzie najlepiej, zgodnie ze swoim sumieniem i oczekiwaniami związanymi z tym programem. Ja niestety dość szybko straciłam czujność, ale dzięki temu mam dobre wspomnienia i nie mam się czego wstydzić – mówi Beata.

Przygoda z „Agentem” rozpoczęła się na dobre dopiero drugiego dnia po przylocie zawodników do Hiszpanii. Mimo to już pierwszego dnia gracze mieli okazję nawiązać pierwsze przyjaźnie. – Spędziliśmy wtedy wspólnie jeden z fajniejszych wieczorów. Byliśmy wciąż w komplecie, siedzieliśmy przy jednym stole, zapijając hiszpańską kuchnię czerwonym winem. Opowiadaliśmy bardzo szczerze o sobie, słuchaliśmy siebie nawzajem. Było dużo śmiechu i mnóstwo zaskakujących historii. Myślę, że to wtedy właśnie zawiązały się pierwsze przyjaźnie i antypatie, a ja poczułam, że to będzie fantastyczna przygoda – opowiada Beata.

Uczestnicy programu "Agent 2" | fot. Beata Skowrońska, archiwum prywatne
Uczestnicy programu „Agent 2” | fot. Beata Skowrońska, archiwum prywatne

Na drugi dzień uczestnikom przyszło wykonywać pierwsze zadania. Jedną z ciekawszych konkurencji w pierwszym sezonie show było zmierzenie się z bykiem, które do dziś Beata wspomina ze strachem. – Bardzo się bałam! Zanim przystąpiliśmy do zadania, obejrzeliśmy walkę torreadora z dużym bykiem i myśleliśmy, że to właśnie z nim przyjdzie nam się zmierzyć. Na szczęście nasz byczek ważył „tylko” 150 kg – wspomina.

Beata nie czuła z kolei żadnych obaw, gdy przyszło jej przejść z pulsometrem po zawieszonej na wysokości linie. – Jestem osobą opanowaną i kontrolującą emocje. Bardzo dobrze potrafię koncentrować się na zadaniach. Myślę o celu. Przejście nad przepaścią nie było dla mnie straszne, czułam się dość bezpiecznie. Miałam uprząż, kask, nogi stabilnie oparte o sztywną linę, za drugą linę można było się złapać. Naprawdę nie było się czego bać! Nie widziałam w tym zadaniu nic ryzykownego, więc opanowanie pulsu nie było trudne – opowiada Beata.

Jednym z zadań, które wzbudziło strach w uczestnikach był skok na bungee. Po latach Beata odsłoniła kulisy tego wydarzenia i wyjaśniła zachowanie zawodników w stosunku do Asi, która nie zdecydowała się skoczyć. – Zachowanie było kumulacją emocji, które nagromadziły się już wcześniej, a jej decyzja o niewykonaniu skoku była po prostu punktem kulminacyjnym. Chodziło o zbyt przerysowane i asekuracyjne podejście Asi do ekstremalnych zadań. Zgłaszając się do programu dobrze wiedzieliśmy, jakiego typu wyzwań można się spodziewać i jako grupa oczekiwaliśmy od siebie nawzajem współpracy i poświęcenia. Każdy z nas bał się tego skoku, jednak uważaliśmy to zadanie za doskonałą okazję do pokonania własnych słabości. Wydawało nam się, że po to tam jesteśmy, żeby się przełamywać, sprawdzać. Wbrew pozorom, mimo że ostatecznie zaliczyliśmy to zadanie, dzięki dobrej decyzji Hani i Romana, to wcale nie uznaliśmy Asi za bohaterkę. Dla większości z nas w tamtym zadaniu ważniejsze i znacznie cenniejsze było przełamanie strachu, niż zarobione dla grupy pieniądze – wyjaśnia Beata.

Inną konkurencją, która zaburzyła relacje między uczestnikami, było zadanie „Mądrzy, praktyczni i głupi”, w którym gracze musieli odgadnąć, do której grupy zostali zaliczeni przez Hannę.

Beata została zapytana, czy były osoby, które w jakiś sposób okazywały niezadowolenie z powodu umieszczenia ich w grupie „głupich” oraz czy sama obawiała się, że Hania wrzuci ją do tej grupy (tak, jak zakwalifikowali ją pozostali uczestnicy programu). – Mogę potwierdzić, że była osoba, która do końca programu nie mogła tego przeboleć. (…). Z jednej strony obawiałam się o umieszczenie mnie w grupie „głupich” przez Hanię, jednak mam do siebie na tyle dystansu i pokory, że dałabym sobie z tym radę. Później nawet pomyślałam (i pewnie nie tylko ja), że Hanka umieściła mnie w grupie „mądrych” specjalnie, żeby „położyć” zadanie, bo przecież nikt by na to nie wpadł! Ponieważ podejrzewałam ją o bycie Agentem, utwierdziło mnie to w przekonaniu, że faktycznie może nim być – zdradza Beata.

Uczestnicy programu "Agent 2" | fot. Beata Skowrońska, archiwum prywatne
Uczestnicy programu „Agent 2” | fot. Beata Skowrońska, archiwum prywatne

Innym z zadań, przed którym stanęli zawodnicy, było zmierzenie się z Agentem. Gracze uzyskali możliwość zadania pytania Agentowi, na które ten musiał udzielić im odpowiedzi. W rzeczywistości, uczestnicy mogli zadać aż trzy pytania, ale nie wszystkie pokazano widzom na antenie. – Przed zadaniem zamknięto nas w osobnych pokojach, bez możliwości wyjścia i bez telefonów. To był pierwszy wieczór, kiedy nie było imprezy. Niestety też się nie wyspaliśmy, bo budzili nas w nocy i wywozili do lochów, na spotkanie z Agentem. Poproszono nas o przygotowanie i zadanie Agentowi trzech pytań, lecz w programie pokazano tylko jedno na zawodnika. Odpowiedzi na pytania były tak wymijające, że nic nam nie wyjaśniły. I o to realizatorom chodziło! – wspomina Beata.

Pierwsze pytanie, które zadała Beata Agentowi brzmiało następująco: „Czy Agent przeszedł po linie nad przepaścią?”. Uzyskała na nie następującą odpowiedź: „Tylko jedna osoba nie próbowała przejść po linie”. Drugi z kolei pytanie brzmiało: „Czy Agent na pierwszej kolacji otworzył kopertę z piórkiem?”. Odpowiedź, którą usłyszała Beata to: „Agent otworzył kopertę, tak jak wszyscy”. Na ostatnie, trzecie pytanie: „Którym samochodem jeździ Agent?”, Agent odpowiedział: „Agent innym samochodem jeździ w Hiszpanii, innym w Polsce”.

Udzielone przez Agenta odpowiedzi nie nakierowywały w żaden sposób na prawdziwą tożsamość Agenta. Do tej roli Beata zawsze typowała Hannę. – Hania od samego początku programu weszła „w rolę”. Nie nawiązywała zbyt bliskich relacji, nie konsultowała się z nikim, grała sama. Wydawało się, że była zawsze doskonale przygotowana do zadań i miała przy sobie to, co mogło być potrzebne, np. rękawiczki w zadaniu nad przepaścią, brak makijażu przed skokiem do wody. Pamiętam, jak po nocnej rozmowie z Agentem, wiele razy powiedziała, że boli ją kark, ściągając na siebie podejrzenie, że to ona siedziała całą noc na krześle przebrana za Agenta, ze spuszczoną głową – zdradza Beata.

Koniec końców Beata źle typowała Agenta i została wyeliminowana z programu. – Czerwone piórko było dla mnie wielkim szokiem, było jak kubeł zimnej wody. Przez dłuższą chwilę wydawało mi się, że to pomyłka, przecież tak świetnie typowałam! Byłam w środku wspaniałej zabawy, którą mi brutalnie przerwano. Jeden z uczestników powiedział mi później, że wygrałam konkurs na „najbardziej wkurzone czerwone piórko”. Na początku myślałam, że wszyscy typują Hankę, a ja odpowiedziałam najgorzej na pytania. Dopiero kiedy otrząsnęłam się z szoku, dotarło do mnie, że Agentem jest ktoś inny. Myślałam jednak, że to Bartek – opowiada Beata.

Ostatecznie Beata była bardzo zaskoczona, gdy okazało się, że to Mirek pełnił rolę Agenta. – Byłam mocno zaskoczona. Zupełnie na niego nie stawiałam – zdradza. Jak mówi Beata, sama nie widziałaby siebie w tej roli. – To była bardzo trudna rola i ze względu na moją „relacyjną” naturę, nie byłabym w stanie jej odegrać. Cieszę się, że nie musiałam – mówi.

Uczestnicy programu "Agent 2" | fot. Beata Skowrońska, archiwum prywatne
Uczestnicy programu „Agent 2” | fot. Beata Skowrońska, archiwum prywatne

Do dziś Beata żałuje, że na skutek odpadnięcia z programu nie mogła wziąć udziału w niektórych zadaniach. – Bardzo żałuję że nie wzięłam udziału w zadaniu ze sztafetą oraz wydostaniu się z zamkniętych pokoi. Często myślę sobie o tym ostatnim zadaniu, odwiedzając „escape roomy”, które ostatnio stały się bardzo popularną formą rozrywki – mówi Beata.

Beata cieszy się jednak, że dane jej było uczestniczyć w finale. – Od początku wiedzieliśmy, że realizacja programu zajmie około 3,5 tygodnia. Powrót do Hiszpanii na finał był dla mnie jak nagroda pocieszenia. Kiedy finałowa trójka walczyła w ostatnich rywalizacjach, my odpoczywaliśmy i zwiedzaliśmy Kordobę, a w szczególności Wielki Meczet – zdradza Beata.

Finałowa kolacja nie obyła się jednak bez komplikacji. – Gdy po odpadnięciu z programu wracaliśmy na finał do Hiszpanii, zbankrutowały linie lotnicze, którymi lecieliśmy. Okazało się, że nasze bagaże zostały w Brukseli, tam gdzie mieliśmy przesiadkę, w związku z czym nie mieliśmy strojów na finałową kolację. Dlatego właśnie na ostatniej kolacji finałowa trójka jest ubrana elegancko, a reszta ma na sobie t-shirty z logo Agenta. Bagaże odzyskaliśmy prawie miesiąc po finale – wspomina Beata.

Samo miejsce finału również musiało zostać nieoczekiwanie zmienione. – Finał Agenta miał być kręcony na Gibraltarze, jednak zaniechano tego pomysłu ze względu na nasze bezpieczeństwo. To był rok 2001, miesiąc po ataku na WTC – ujawnia Beata.

Jak dodaje, podczas realizacji show miało miejsce wiele innych zakulisowych zdarzeń. Jednym z nich było złamanie nosa przez jedną z realizatorek. – Nie zauważyła szklanych drzwi w hotelu, a te się nie otworzyły – ujawnia Beata. – Z kolei jeden z operatorów naciągnął sobie kręgosłup, gdy skacząc z mostu, odchylił się zbyt mocno do tyłu i nie złapał się liny – dodaje.

Beata podkreśla jednak, że nad programem pracowali profesjonaliści. – Każdy znał swoje miejsce i wiedział co do niego należy. Czasami trzeba było powtarzać ujęcia, bo mikrofon wszedł w kadr, albo rzucał na nas cień, albo biegaliśmy tak szybko, że realizatorzy za nami nie nadążali. Po pewnym czasie już sami wiedzieliśmy, jak się ustawiać, żeby zdjęcia dobrze wyszły – opowiada.

Kamera jednak nie zawsze towarzyszyła uczestnikom. Podczas realizacji widowiska zawodnicy spędzili razem wiele wspólnych chwil, których nie dane było zobaczyć widzom. – Adrenalina sprawiała, że nie czuliśmy zmęczenia. Najfajniej było właśnie wtedy, kiedy nie było z nami kamer. Zbieraliśmy się wieczorami w jednym pokoju, graliśmy na gitarze, śpiewaliśmy, śmialiśmy się do łez, prowadziliśmy szczere i bardzo otwarte rozmowy do późnych godzin nocnych. Potem byliśmy niewyspani i kto mógł, dosypiał w samochodzie. Mieliśmy swój własny świat, niepowtarzalną atmosferę, język, który rozumieliśmy tylko my, luz (my mówiliśmy „Andaluz”)! Tego nie da się opowiedzieć! – mówi Beata.

Uczestnicy programu "Agent 2" | fot. Beata Skowrońska, archiwum prywatne
Uczestnicy programu „Agent 2” | fot. Beata Skowrońska, archiwum prywatne

Od czasu zakończenia programu wiele się zmieniło w życiu Beaty. – Z większych zmian, to na pewno urodzenie dzieci. Co ciekawe, pierwsze dziecko urodziłam dokładnie tego samego dnia, w którym wyjeżdżaliśmy do Hiszpanii, tylko 3 lata później. Córka jest uczennicą gdańskiej Szkoły Baletowej, a syn trenuje piłkę nożną. Od wielu lat pracuję jako księgowa w dużej, skandynawskiej firmie w Gdańsku – mówi Beata o swoim obecnym życiu.

Beata wspomina, że po „Agencie” otrzymała propozycję wystąpienia w talk show Ewy Drzyzgi „Rozmowy w toku”. – Z tej propozycji nie skorzystałam – mówi krótko.

Była uczestniczka „Agenta” do dziś jest zaskoczona, że widzowie nadal pamiętają osoby biorące udział w programie i chętnie wracają do poprzednich edycji. – Nie sądziłam, że są ludzie, którzy aż tak wnikliwie oglądali „Agenta”, tak dokładnie analizują zachowania uczestników i każde zadanie! Bardzo to miłe, szczególnie że pozwala mi wrócić do cudownych wspomnień sprzed wielu lat – cieszy się Beata.

[na podst. wyp. B. Skowrońskiej udzielonych dla agenttvn.blogspot.com]

Poprzedni artykułNastępny artykuł