Pranki

La Zone Xtreme: przerażający eksperyment na antenie

La Zone Xtreme: zabijanie na antenie | Foto: APF

Ogromne poruszenie wywołał we Francji eksperyment psychologiczny, w ramach którego uczestnicy teleturnieju torturowali silnymi elektrowstrząsami jednego ze swych kolegów. Tylko jedna piąta uczestników odmówiła pełnienia roli kata.

La Zone Xtreme: zabijanie na antenie | fot. APF
La Zone Xtreme: zabijanie na antenie | fot. APF

Film dokumentalny zatytułowany „Śmiertelna gra” autorstwa Christophe’a Nicka nadał francuski kanał telewizji publicznej France 2. Był to zapis eksperymentu, przygotowanego przez grupę psychologów pod kierownictwem Jeana-Leona Beauvois. Celem badania była odpowiedź na pytanie: jak duży wpływ wywiera telewizja na nasze postępowanie?

W eksperymencie wzięło udział 80 ochotników, którzy zgłosili się do udziału w pilotażowym odcinku teleturnieju pt. La Zone Xtreme. Uczestnicy nie dostali wynagrodzenia, nagrodą dla nich miał być tylko występ w telewizji. W rzeczywistości – o czym nie wiedziały rekrutowane osoby – sam program był całkowicie fikcyjny.

Zadaniem każdego z graczy było zadawanie pytań jednemu z uczestników, którym był Jean-Paul – wybrany wcześniej i wtajemniczony w eksperyment aktor. Gdy odpowiedział źle na pytanie, dany gracz karał go, aplikując mu coraz silniejsze elektrowstrząsy – od 20 aż do 460 V. W rzeczywistości – czego nie ujawniono uczestnikom eksperymentu – szok elektryczny był fikcyjny, a zamknięty w zasłoniętej kabinie aktor – nic nie czuł, a tylko symulował okrzyki bólu.

Twórcy eksperymentu zrobili wszystko, by przekonać graczy, że biorą udział w prawdziwym programie telewizyjnym. Prowadziła go popularna, atrakcyjna francuska prezenterka Tania Young, a graczy dopingowała w studiu liczna publiczność.

Oczywiście, Jean-Paul wiele razy udzielał błędnych odpowiedzi, za co uczestnicy karali go coraz silniejszymi elektrowstrząsami. Mimo dochodzących z kabiny krzyków: „Aaa, to boli!”, „Chcę stąd wyjść! Wypuście mnie”, aż 81%, graczy kontynuowało „tortury” aż do potencjalnie śmiertelnego porażenia prądem.

Wielu z nich, słysząc prośbę o pomoc, chciało przerwać grę. Jednak ostatecznie ulegali perswazji prowadzącej program, która z niewzruszoną twarzą mówiła im: „Nie przejmujcie się!”, „Grajcie dalej!”, „Nasza stacja bierze na siebie wszelkie konsekwencje!”. Tylko 16 uczestników „zbuntowało się” i opuściło teleturniej przed jego zakończeniem.

Według twórców eksperymentu, dowodzi on, że większość ludzi ulega niewolniczo wpływowi telewizji. Ich zdaniem uczestnicy programu nie różnili się niczym od nas wszystkich, a ich zachowanie nie wynikało ze skłonności sadystycznych czy tchórzostwa. Jak tłumaczy Beauvois, uczestnicy mieli całkowite zaufanie do telewizji (uosabianej w studiu przez znaną prezenterkę) i byli przekonani, że muszą do końca wypełnić rolę „dobrego gracza”. „Faktem jest, że w tej grze granice pomiędzy rzeczywistością a fikcją są zamazane. Nawet, jeśli twój partner wrzeszczy z bólu i błaga o przestanie, ty wciąż dobrze się bawisz myśląc, że to tylko teleturniej” – mówi Christophe Nick, producent La Zone Xtreme.

Francuski eksperyment jest wzorowany na słynnym eksperymencie amerykańskiego psychologa Stanleya Milgrama z 1963 roku. Postanowił on zbadać skłonność ludzi do ulegania autorytetom. Wyniki badania były przerażające – pod wpływem nakłaniania przez „naukowca” – ponad 60% uczestników aplikowało innej osobie maksymalny elektrowstrząs, nie zważając na jej pełne bólu krzyki czy prośby o pomoc.

Na zarzuty co do etycznej strony doświadczenia, Milgram odpowiadał: „Osoba, która przychodzi do laboratorium, jest dorosła, zdolna do dokonywania wyborów, zatem jest w stanie przyjąć lub odrzucić skierowane do niej polecenie”. Komentatorzy we francuskich mediach nie kryją oburzenia, pytają o granice wolności w telewizji.

Komentarz polskiego psychologa Wojciecha Herry jest mniej emocjonalny. W rozmowie z „Rzeczpospolitą” wyraził przekonanie, że prawa show-biznesu są nieubłagane i podobnych programów, opartych na doświadczeniach naukowych, będzie więcej, skoro zapewniają wysoką oglądalność, a ta powoduje napływ reklam.

„Zainteresowanie widzów takimi programami bierze się z chęci poznania wręcz biologicznych korzeni ludzkich zachowań” – tłumaczy psycholog. „I nie ma w tym nic złego. Zło pojawi się wtedy, gdy telewizja wykorzysta tę naturalną skłonność do robienia show, a nie do ostrzegania, że biologią nie można tłumaczyć braku refleksji czy zastanowienia. Współczesne człowieczeństwo nie może dopuszczać tzw. społecznego dowodu słuszności: przechodzę przez ulicę na czerwonym świetle, bo inni tak postępują” – uważa Wojciech Herra.

[Krzysztof Kowalski, Rzeczpospolita]

Poprzedni artykułNastępny artykuł