The Trip

Rozmowa z bohaterami „The Trip”

W „The Trip” dwie dwuosobowe drużyny zostały wysłane w dwa najodleglejsze zakątki Europy. Zadaniem uczestników było dotrzeć do miejsc, z których wyruszyli przeciwnicy. Jak przeżyć 10 dni w podróży, mając przy sobie zaledwie 100 euro? Okazuje się, że jest to możliwe. Ola Szwed i Kasia Bielecka oraz Konrad Smoczny i Piotrek Maksymowicz – uczestnicy programu „The Trip”, opowiadają, jak tego dokonali.

Żałujecie, że tak szybko zleciała podróż? Jak się czujecie dzień po przyjeździe?

Konrad: Powiem krótko. Nareszcie w domu! Na pewno przeżyliśmy niezłą przygodę, ale kontynuować jazdy autostopem nie zamierzam. Nie wiem, jak dziewczyny, ale my zaledwie dwie noce spędziliśmy w normalnych warunkach.

Kasia: W naszym przypadku było zupełnie na odwrót. W ogóle nie jesteśmy zmęczone. Zresztą, czym? Chyba tylko dźwiganiem plecaków. Każdą noc spędzałyśmy w łóżkach, jadłyśmy regularne posiłki. Zaledwie jedną czy dwie noce spędziłyśmy w tak zwanych warunkach ekstremalnych.

To znaczy jakich?

Ola: Nocowałyśmy raz pod ławką na stacji benzynowej. Jak na złość zaczął padać deszcz. Wtedy pracownik stacji pozwolił nam wejść do budynku i przespać się… w kabinie prysznicowej. Było strasznie ciasno i niewygodnie, a na dodatek bardzo dokuczała nam kapiąca woda.

Kasia: Dla mnie najciekawszy był nocleg w tirze na granicy francusko-hiszpańskiej. Na górnym łóżku spałyśmy „na waleta”. Większość nocy spędziłyśmy jednak w normalnych warunkach.

Konrad: My mieliśmy noclegi pod ławkami na stacjach prawie co noc. Poza tym zaliczyliśmy noc na błotnistej plaży, w holu hotelowym i na trawie pełnej robaków. Któregoś razu nawet wzięto nas za Rumunów.

Kasia: Serio?

Konrad: Tak. Spaliśmy w krzakach przy jakimś płocie pod Madrytem. Nagle budzimy się, a nad nami stoi sześciu ogromnych kolesi i coś do nas mówią. Zrozumieliśmy tylko tyle, że mają nas za Rumunów. Nie było to zbyt miłe uczucie, tym bardziej, że nie wiedzieliśmy, jak traktuje się tych ludzi w Hiszpanii, a z szóstką mężczyzn ciężko byłoby nam sobie poradzić. Raczej nie wyglądali przyjaźnie. Potem jednak okazało się, że są hiszpańskimi rolnikami.

Piotrek: Niestety nie mogliśmy spędzać nocy u poznanych po drodze ludzi, bo oni się po prostu bali oferować nocleg obcym chłopakom. Udało nam się to tylko raz.

Dziewczyny nie miały tego problemu. Dlaczego było Wam łatwiej?

Kasia: Wychodzimy z założenia, że ludzie są z natury dobrzy. Jeżeli się im tylko napomknie, że jest się głodnym lub nie ma się gdzie spać, to od razu wychodzą do ciebie z pomocą. Trzeba być przede wszystkim otwartym, a czasem wręcz bezczelnym. Zdarzyło nam się raz zbliżyć do balkonu, gdzie widziałyśmy ludzi. Było bardzo późno, a my byłyśmy po prostu wykończone. Nagle krzyknęłyśmy „Chcemy spać na waszym balkonie”.

Ola: Najważniejsze jest ufać ludziom. Trzeba oczywiście mieć intuicję. Raz miałam mieszane uczucia, kiedy miałyśmy spać u zapraszających nas Arabów. Nie wiem, czy był to wynik stereotypów, czy rzeczywiście te osoby miały wobec nas jakieś złe intencje. Założenie jest jednak takie, że jeżeli ludzie widzą ufność z twojej strony, to odpowiedzą tak samo.

Piotrek: My z Konradem też mieliśmy okazję przekonać się, że zaufanie jest ważne. Po tym programie jednogłośnie stwierdziliśmy, że będziemy zabierać każdego autostopowicza, jakiego kiedykolwiek spotkamy na drodze.

Kasia: I to jest dobre podejście. Ja zawsze staram się pomóc zagubionym w Polsce obcokrajowcom. Wielu z nich już nocowało u mnie w mieszkaniu w Trójmieście. Jeżdżąc stopem, nie jeden raz przekonałyśmy się, jak otwarci ludzie potrafią być dla podróżników. Wszyscy, u których nocowałyśmy także podczas tej wycieczki, byli bardzo gościnni. Doszło nawet do tego, że raz jedna pani zostawiła nam do dyspozycji cały dom.

Konrad: Nam za to udało się tylko raz przekonać kogoś, że nie jesteśmy seryjnymi mordercami. Tak naprawdę normalny nocleg mieliśmy dopiero w Brukseli, czyli pod koniec naszego pobytu. Przygarnął nas do domu malarz, chłopak w naszym wieku, który zajmował się robieniem graffiti. Spędziliśmy u niego dwa dni. Non stop graliśmy na play station, zabierał nas na plażę, pokazywał nam swoje prace.

Jak łatwo można się domyśleć, także z jedzeniem dziewczyny nie miały większych problemów?

Kasia: Masz rację. Miałyśmy okazję posmakować wielu wyszukanych, tradycyjnych potraw. Filmowałyśmy nawet przygotowywanie niektórych dań, na przykład hiszpańskich deserów. Ludzie są bardzo chętni do pokazania tego, co gotują, co jedzą. Każdy chciał, żebyśmy skosztowały jego smakołyków. Myślałyśmy, że wrócimy sporo chudsze, a niestety stało się odwrotnie.

Konrad: My za to zdecydowanie straciliśmy na wadze. Pierwsze dni to była po prostu głodówka. Raz udało nam się znaleźć jakieś pole z winogronami. Długo się nie zastanawiając, stwierdziliśmy, że to będzie nasz obiad.

Piotrek: Największa była uczta rybna. Jechaliśmy z pewnym Bułgarem, który przewoził ryby. Siedzieliśmy z tyłu razem z jego bagażami. Gdy poczuliśmy zapach ryb, od razu się poczęstowaliśmy.

A przemieszczanie? Nie mieliście z tym problemu? Nie mieliście przecież prawie żadnych pieniędzy…

Ola: Absolutnie nie było problemów, doskonale sobie z tym radzimy. W końcu robimy to już od dziesięciu lat. Najtrudniejszy miałyśmy początek wyprawy w centrum Amsterdamu. Był strasznie zimny wieczór. Nocleg obiecał nam pewien barman, ale musiałyśmy czekać aż skończy zmianę, czyli do czwartej rano. Wówczas po prostu zasnęłam na barze ze zmęczenia. Potem już było lepiej.

Kasia: Rzeczywiście, miałyśmy mało kasy, ale jednak wystarczyło. Pierwsze pieniądze wydałyśmy na sucharki i jogurty. Potem żywiłyśmy się przede wszystkim w domach poznanych po drodze ludzi. Ostatniego dnia miałyśmy jeszcze 94 euro. Musiałyśmy jakoś te pieniądze wydać. Popłynęłyśmy więc do Afryki i tam kupiłyśmy sobie ubrania.

Piotrek: Jeśli chodzi o nas, i w tym przypadku okazało się, że ludzie mają większe zaufanie do dziewczyn niż do dwóch stojących na drodze facetów. Prawie nikt nie chciał nas podwozić. Bywało tak, że staliśmy na drodze po 5-6 godzin i nikt się nie nami nie zainteresował. Raz zatrzymała się policja, ale tylko po to, żeby nam powiedzieć, że nie wolno stać na autostradzie. Przez pierwsze trzy dni przejechaliśmy zaledwie 150 km. To był prawdziwy koszmar.

To jak się przemieszczaliście, jeśli nie udawało się Wam zatrzymywanie samochodów?

Konrad: Nocowaliśmy głównie na stacjach benzynowych. Tam postoje mieli też kierowcy tirów i zazwyczaj oni nas przewozili dalej. Stopa na drodze udało się nam złapać tylko raz, ale kierowcą był Polak. Chyba był zadowolony, że spotkał rodaków.

A co utkwiło Wam najbardziej w pamięci?

Ola: Fajnie było, jak tańczyłyśmy na wypełnionej płynnym plastikiem cysternie… Było to wówczas, gdy nocowałyśmy w tirze. Zaliczyłyśmy tej nocy również imprezę między dwoma tirami.

Kasia: Moim zdaniem interesujące były noclegi. Za każdym razem u innych ludzi. Raz u francuskiego policjanta, kolejny na francuskiej wsi, która była tak piękna, że przypominała prawdziwą idyllę.

Ola: Spałyśmy też w domku dla pielgrzymów w kościele w Hiszpanii. O dziwo, na dobranoc zaserwowano nam tam piwo.

Kasia: Najfajniejsze jest to, że dzięki takim podróżom poznaje się wiele ciekawych osób. Mimo, że przejeżdżałyśmy przez zaledwie cztery państwa, spotkałyśmy wiele różnych narodowości, na przykład Gruzinów, Islandczyków, Serbów, Marokańczyków, Algierczyków. Zachowałyśmy bardzo dużo kontaktów. Wiele osób, które poznałyśmy, zapraszają nas do siebie, jeśli będziemy w ich mieście po raz kolejny. Raz poznałyśmy Islandczyków, którzy są sąsiadami Bjork.

Żeby te wszystkie przygody przeżyć, najpierw musieliście pokonać przeszkodę w postaci komisji rekrutacyjnej. Jak Wam się to udało?

Konrad: Sam nie wiem. Nie dziwię się, że do udziału w programie wzięli dziewczyny, czyli wytrawne autostopowiczki. A czemu nas? Na pewno szukali jakiś barwnych osobowości, a my razem tworzymy bardzo wybuchowy duet.

Piotrek: Z drugiej strony, może szukali pary, która będzie przeciwieństwem do duetu dziewczyn. Co prawda, napisaliśmy w ankiecie, że często podróżujemy stopem, ale może było widać po nas, że nie mamy w tej dziedzinie jakiś szczególnych doświadczeń.

Ola: Jak wspomniał Konrad, podróżujemy od lat, co też napisałyśmy w ankiecie zgłoszeniowej. Dodałyśmy też, że w życiu robimy inne rzeczy, takie jak skoki na spadochronie czy zbieranie jagód w Laponii.

Ale czemu zgłosiliście się akurat do tego programu? Jeśli chcieliście przeżyć przygodę, to czemu nie zdecydowaliście się na jakiś inny, bardziej ekstremalny reality show, których jest przecież tak wiele?

Konrad: Przede wszystkim w tym programie nie ma sztuczności, nie ma żadnych wizażystów, nikt nie malował nam twarzy, nie mieliśmy żadnego nadzoru. Robiliśmy to, co chcieliśmy my, a nie reżyser, producent, scenarzysta czy cała ekipa realizująca program.

Piotrek: Poza tym to nie do końca jest taki typowy reality show. Nie towarzyszyła nam żadna ekipa realizatorska, jak to ma zazwyczaj miejsce w przypadku takich programów. Sami filmowaliśmy podróż, opisywaliśmy zdarzenia.

Konrad: To po prostu nie jest reality show. Poza tym chcieliśmy sprawdzić, czy uda się nam przeżyć w trudnych warunkach, bez pieniędzy. Jak widać, udało się.

Ola: Dla nas głównym powodem było to, że wreszcie mogłyśmy z naszej podróży nakręcić film. Podróżujemy już od dziesięciu lat i zawsze do rejestracji naszych przygód służyła kartka, długopis i aparat fotograficzny. Często rozmawiałyśmy o tym, że fajnie byłoby to nakręcić. Pewnego dnia kolega przesłał maila z zapytaniem, czemu się nie zgłosiłam do tego programu. Po zastanowieniu stwierdziłyśmy, że to jest coś dla nas. Nieistotne było dla nas to, czy można tam wygrać jakieś pieniądze. Najważniejsze było to, że możemy jeździć autostopem, świetnie się bawić i jeszcze to nakręcić.

Ale jednak czymś musieliście zainteresować ludźmi przed telewizorem. Czy przed wyjazdem opracowaliście sobie jakąś strategię, żeby przyciągnąć widzów?

Kasia: Ponieważ nie wyznaczono nam trasy, miejsc, przez które mamy przejeżdżać, a naszym jedynym zadaniem było filmowanie w zasadzie wszystkiego, co się da, wszystko zależało właściwie od nas. Nasz plan był taki, żeby nie jechać do stolic, a żeby pokazać telewidzom mniej znane trasy. Wolałyśmy pojechać przez francuską wieś, gdzie spotkamy przyrodę, niż przez Paryż, gdzie spotkamy eleganckie Francuzki.

Piotrek: My nie mieliśmy jakiejś konkretnej, zaplanowanej strategii. Na pewno chcieliśmy jak najwięcej zobaczyć, ponieważ nie byliśmy nigdy ani we Francji, ani w Hiszpanii. Jednak ze zwiedzania Barcelony nic nie wyszło, a jeśli chodzi o Madryt, to widzieliśmy jedynie stację benzynową na przedmieściach miasta.

Konrad: Jeżeli chodzi o kwestie filmowania zdarzeń, to podobno troszkę zawaliliśmy sprawę, bo filmowaliśmy te miejsca, do których już dotarliśmy. Nie rejestrowaliśmy samej podróży.

A co z popularnością? Czy to nie był główny cel?

Kasia: Na pewno nie. Gdyby tak było, wzięłybyśmy udział w jakimkolwiek innym programie reality show. A zgłosiłyśmy się do czegoś, co nas interesuje. Dla nas najważniejszy jest autostop. Ludzie podróżujący tradycyjnymi metodami nigdy nie przeżyją tego, co my.

Piotrek: Nie sądzę, że taki program może przynieść popularność. Na pewno nie poszedłem tam po to, żeby się wylansować.

Ale to może się stać niezależnie od Twojej woli. To, że pojawisz się w telewizji, może sprawić, że twoja twarz stanie się rozpoznawalna…

Piotrek: Rozpoznawalna – tak. Ale jednak nie chciałbym, aby moją twarzą reklamowała się jakaś gazeta i przez 45 sekund pokazywała ją na wizji jakiegoś kanału telewizyjnego. A popularność? Czy ja wiem… Jeśli miałyby być z niej jakieś korzyści…

A jakie by Cię satysfakcjonowały?

Piotrek: Może chciałbym prowadzić program MTV Rap.

Chcielibyście to przeżyć jeszcze raz?

Kasia: Naszym marzeniem jednak jest przeżycie takiej samej wyprawy na innym, nie znanym nam terenie. Afryka lub Syberia to plany programu na przyszłość. Nie wiemy czy będziemy mogły po raz drugi wziąć udział w programie. Mamy nadzieje, że tak i że telewidzowie będą zainteresowani obejrzeniem tego, jak będziemy się zmagać w innych rejonach świata.

Uczestnicy polskiej edycji „The Trip”:

Kasia Bielecka – ma 26 lat, w tym roku kończy studia na lingwistyce stosowanej. Dzięki znajomości sześciu języków obcych bez większych problemów mogła podczas podróży porozumieć się w każdym kraju.

Ola Szwed – ma 26 lat, kończy zarządzanie na Politechnice Gdańskiej. Oprócz tego studiuje we Francji. Znajomość języków również nie jest jej obca.

Piotrek Maksymowicz – ma 25 lat, uwielbia hip-hop, a jego marzeniem jest prowadzić program MTV Rap. Jest duszą towarzyską, ale w sprawach sercowych jest monogamistą. Nie marzy o haremie. Można o nim powiedzieć, że jest facetem bardziej do różańca niż do tańca.

Konrad Smoczny – ma 25 lat, skończył studia na AWF-ie i w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku. Obecnie pracuje jako instruktor fitness i dorywczo jako dziennikarz. Niedawno rozpoczął naukę tanga argentyńskiego.

[Rozmawiała Paulina Koziejowska, Dlaczego]

Poprzedni artykułNastępny artykuł