Big Brother

Gosia Maier znalazła mężczyznę swego życia

Małgosia z pierwszej edycji „Big Brother” czuła się tak samotna, że mało brakowało, a zaczęłaby szukać męża przez Internet. Dziś z tego żartuje. Poznała mężczyznę, dzięki któremu odzyskała chęć do życia.

„Jestem bardzo szczęśliwa” – zapewnia. Małgosia i Damian mówią, że najlepiej jest im, gdy leżą razem na kanapie. Wtedy tulą się do siebie, „miziają” i śmieją z tego, co ich spotyka. Zapewniają, że są optymistami i nawet w trudnych sytuacjach potrafią dostrzec pozytywy. Damian twierdzi, że Gosia wyzwala w nim opiekuńcze instynkty. „Ona ma w sobie dużo z kobiety – dziecka. Jest spokojna, ale potrafi też być totalną wariatką. I tym mnie ujęła”.

Rozmowa z Gosią Maier

-Ilu było ważnych mężczyzn w twym życiu?
-Kochałam dwóch facetów. Ale niestety nieszczęśliwie. Gdy po trzech latach rzucił mnie pierwszy z nich – umierałam z miłości. Nie mogłam ani spać, ani jeść, ani normalnie funkcjonować. Schudłam wtedy siedem kilo. Jemu żal było patrzeć, w jakim jestem stanie, więc do mnie wrócił. Przeżyliśmy kolejny wspólny rok, ale przez cały czas podejrzewałam, że z jego strony to już nie była miłość, ale litość. Czasem wydaje mi się, że do tej pory nie wyleczyłam się z tamtego uczucia tak do końca. Pamiętam, że bardzo chciałam wyjść za niego za mąż. Gdy się rozstaliśmy, przysięgłam sobie, że nigdy nie zostanę mężatką. Niekiedy boję się, że wypowiedziałam te słowa w złą godzinę…

-A ten drugi mężczyzna? Co się z nim stało?
-Po roku znajomości ze mną wyjechał do Stanów, żeby zarobić na pierścionek zaręczynowy, i już nie wrócił. Wytłumaczyłam sobie, że tak miało być.

-Zastanawiałaś się, dlaczego do tej pory nie układało ci się z mężczyznami?
-To nie jest tak, że mi się nie układało, bo oprócz tych dwóch związków miałam też inne. I prawdę mówiąc, w każdym planowane było małżeństwo.

-Odrzuciłaś czyjeś oświadczyny?
-Tak, trzy razy. Dwa razy zdejmowałam pierścionek zaręczynowy. Ale sprzed ołtarza nie uciekałam (śmiech). Cały czas tkwiła we mnie jakaś tęsknota. Zawsze bałam się, że to jeszcze nie jest właściwy mężczyzna. Wierzyłam, że warto poczekać na ideał. Ten strach narastał, gdy zaczynały się rozmowy o ślubie.

-W „Big Brother” otwarcie przyznałaś, że miałaś jakieś nieprzyjemne doświadczenia z facetami. Ktoś chciał cię zgwałcić…
-Nie rozmawiajmy o tym, proszę, bo to wciąż jest dla mnie zbyt bolesne. Powiem tylko, że ja w ogóle mam szczęście do różnej maści zboczeńców, psychopatów, do ludzi, którzy mnie straszą.

-Może masz syndrom ofiary?
-Niejeden raz zastanawiałam się, czy może niektórzy wyczuwają, że się ich boję. Kiedyś pół godziny szarpałam się z facetem, który chciał mi wyrwać torebkę. Miałam też pociętą nożem głowę, kiedy w biały dzień jakiś facet napadł mnie pod moim blokiem. Uratowałam życie, bo tym nożem uderzył mnie w tył głowy na tyle silnie, że odleciałam na dwa metry. Podejrzewam, że chciał mnie zabić, ale na szczęście sąsiedzi go złapali.

-Został ci jakiś psychiczny uraz?
-Przez pól roku nie wychodziłam z domu sama. Bałam się i dnia, i nocy. Gdy wracałam z pracy, zawsze wychodziło po mnie któreś z rodziców.

-Czy ten człowiek został ukarany?
-Najpierw odesłano go na badania. Po pół roku zostałam wezwana do prokuratury. W czasie rozmowy padło pytanie: „Jaki ten człowiek miał wyraz twarzy w chwili napaści?”. Powiedziałam, że wyglądał, jakby nadeszła chwila zemsty. Na co usłyszałam: „Nawiązując do zemsty, dwa lata temu ten pan został napadnięty na dworcu autobusowym. Czy pani przypadkiem nie brała w tym udziału?”. Miałam wrażenie, że prokurator robi ze mnie totalną idiotkę. Straciłam wiarę w sprawiedliwość. Teraz wiedziałabym, gdzie z tym pójść – całą sprawę nagłośniłabym w gazetach. Wtedy byłam bezsilna.

-Po takiej serii chyba łatwo uwierzyć, że to z tobą jest coś nie tak, że to ty ściągasz na siebie nieszczęścia, że to ty jesteś wszystkiemu winna?
-Po „Big Brother” skłonna byłam uwierzyć w to, że jestem zepsuta do szpiku kości, bardzo zła i nie powinnam stąpać po tej ziemi. Miałam depresję.

-Ktoś ci pomógł czy sama się z tym uporałaś?
-Pomogła mi wróżka. Uświadomiła mi, że zabijam siebie własnymi myślami, czynami. Że dążę do samozagłady i że natychmiast muszę to zmienić. Wyszłam od niej jako inny człowiek, z nadzieją na przyszłość. Stwierdziłam, że nawet jeśli jestem zła i nie potrafię współżyć z ludźmi, to trudno. I tak lubię siebie taką, jaką jestem.

-To mężczyźni, z tego, co mówisz, byli twoimi oprawcami. Nie boisz się ich?
-Jest chyba odwrotnie – to oni się mnie boją. Podobno mam taki wyraz twarzy, który ostrzega: „Nie podchodź, bo zabiję”. Nie lubię się oglądać w telewizji, bo nie rozpoznaję siebie. Rano w lustrze widzę zupełnie inną Małgośkę.

-To znaczy jaką?
-Po prostu inną, bardziej pogodną. A gdy oglądam siebie w telewizji, zwłaszcza w „Big Brother”, to widzę zaciętą babę. Nie znam jej, nie lubię na nią patrzeć.

-Po wyjściu z „Big Brother” pojawiałaś się na imprezach z różnymi mężczyznami. Wiązałaś z nimi nadzieje?
-Oj, tak. Mówiłam ci, że jestem desperatką (śmiech). Każdego obdarzałam ogromnym uczuciem. Nie należę do osób, które zakochują się od pierwszego wejrzenia, ale szybko się zachwycam.

-Ile trwały te zauroczenia?
-Pierwsze – trzy miesiące. Pewnego dnia on powiedział mi, że to nie jest to i że musimy się rozstać. Przeżywałam, było mi smutno, ale nie miałam zamiaru otwierać sobie żył. Natomiast dwa dni potem poznałam drugiego faceta.

-Czyli klin klinem?
-Dokładnie. I szybko przelałam na niego swoje zauroczenie. Ale też mnie nie chciał, bo był świeżym rozwodnikiem i stwierdził, że jednak kocha żonę.

-Twój ideał faceta?
-Gdy byłam małą dziewczynką, marzyłam, że kiedyś przyjedzie po mnie książę na białym koniu. Ten książę był przystojnym brunetem o błękitnych oczach. Niestety, nigdy w życiu nie spotykałam się z przystojnym brunetem. I nie ubolewam nad tym, bo od jakiegoś czasu uroda nie ma dla mnie znaczenia. Liczy się to, co człowiek ma w środku. Teraz interesują mnie tacy faceci, których wady mogłabym zrozumieć i zaakceptować.

-Czy Damian jest tym wymarzonym księciem?
-To się dopiero okaże.

-Jesteś o niego zazdrosna?
-Nie. Żartujemy, że jesteśmy tak otwarci, że będziemy się wypożyczać na randki. Chętnych informujemy, że potrzebne jest tylko podanie, trzy zdjęcia i znaczki skarbowe (śmiech).

-Jak się poznaliście?
-Przedstawiła nas sobie Monika Sewioło na imprezie w jednym z warszawskich klubów. I na dzień dobry wypiliśmy tzw. brudzia. Potem było drugie, zupełnie przypadkowe, spotkanie, podczas którego oboje nie wiedzieliśmy, jak mamy się zachować. I wyszło bardzo głupio. Ponownie spotkaliśmy się na otwarciu klubu „Szpilka”. Świetnie się bawiliśmy, bo był koncert karaoke i tej nocy scena należała do nas. Konsekwencją szampańskiej zabawy był mój zdarty głos. No i byłam totalnie wycieńczona, a następnego dnia miałam nagranie programu.

-A co było potem?
-Od tamtego wieczoru zaczęliśmy prowadzić ożywioną korespondencję SMS-ową. Mam zachowane w telefonie SMS-y od Damiana – „Naprawdę mi na tobie zależy” albo „Jeśli cię kiedyś zawiodę, odejdziesz. Jeśli jesteś tym, kim myślę, że jesteś, do końca będziemy szczęśliwi, że jesteśmy dla siebie. Jestem szczęśliwy, dziękuję”. Jeden ze śmieszniejszych SMS-ów Damian przysłał mi na początku naszej znajomości. Brzmi on tak: „Być może do zobaczenia. Tylko bądź litościwa dla mnie, bo jak oniemieję z zachwytu, to będę chodził z twoim zdjęciem i napisem: oto, kto mnie tak urządził”.

-Jesteś wreszcie szczęśliwa?
-Tak. Dzień zaczynamy od tego, że razem się śmiejemy. Mamy wiele wspólnych tematów, bo znamy tych samych ludzi, bywamy w tych samych miejscach. Często gościmy na pokazach mody, bo Damian prowadzi swój program w TYP1 „Moda jak pogoda”. Kiedyś powiedział mi, że ma nadzieję, iż za kilka lat usiądziemy obok siebie ubrani w dresy albo pidżamy i będziemy się zaśmiewać z tego, co nam się razem przytrafiło. Też tego chcę.

-Czego szukasz u mężczyzn?
-Kiedyś miałam większe aspiracje. Teraz obniżyłam poprzeczkę. Stałam się desperatką poszukującą na gwałt mężczyzny (śmiech). Żartuję. Chciałabym poznać kogoś, kto będzie zainteresowany nie tylko zabawą. Chyba szukam męża…

-Czy twój obecny partner, Damian, jest odpowiednim człowiekiem do założenia rodziny?
-O tak! Ale zbyt krótko się znamy. Na razie uważam go za przyjaciela, nie mężczyznę swego życia.

-Ale już myślisz o tym, żeby urodzić jego dziecko?
-Tak, nawet rozmawialiśmy na ten temat. Jak na razie, ustaliliśmy, że popracujemy nad tym ze sześć miesięcy (śmiech). Mój zegar biologiczny tyka coraz szybciej, żyję z tą świadomością już od paru lat. Był nawet taki moment, iż zdecydowałam, że skoro nie mogę znaleźć tego jednego jedynego, wystarczy mi samo dziecko. Ale to też okazało się trudne do wykonania.

-Nie pomyślałaś, że dziecko musi mieć także ojca?
-Cały czas o tym pamiętałam. Dlatego szukałam faceta, który chciałby mieć mnie za matkę swojego dziecka, niekoniecznie zaś za żonę.

-Damian jest od ciebie trochę młodszy. Nie przeszkadza ci to?
-Dzieli nas tylko kilka lat. Zawsze zadawałam się z mężczyznami młodszymi od siebie. Zresztą nawet jak są starsi, to są młodsi. Mój ojciec do tej pory jest dzieckiem, takim Piotrusiem Panem.

Jej droga do sukcesu

Małgosia urodziła się w 27 listopada 1966, w Chełmnie, w znaku Strzelca. Nim trafiła do pierwszej edycji programu „Big Brother”, prowadziła sklep z ubraniami i agencję modelek w Sosnowcu, gdzie mieszka do tej pory. Była też choreografem, a w wolnych chwilach malowała obrazy. Do programu poszła, aby udowodnić kobietom, że życie zaczyna się po trzydziestce, by zyskać sławę oraz mieć możliwość poznania ciekawych osób. Gosia Dom Wielkiego Brata opuściła jako jedna z trzech ostatnich osób, tuż przed Manuelą i Januszem. Po wyjściu usłyszała od psychologa, że jest najbardziej znienawidzoną osobą ze wszystkich uczestników i wpadła w depresję. Później zaczęła prowadzić program w telewizji TVN – „Dom pełen pomysłów”. Zagrała także w filmie „Gulczas – a jak myślisz?” rolę pielęgniarki nimfomanki. Obecnie prowadzi w telewizji TVN kolejną edycję programu „Kto was tak urządził?”. Niedługo kończy się jej umowa z TVN. Ma już inne propozycje.

[Rozmawiała Anita Nawrocka, Na żywo]

Poprzedni artykułNastępny artykuł